Viola da gamba jako partner, przyjaciel, ukochana – to już znamy. Viola da gamba jako kłopot, trudność, przeciwnik – to jakby mniej przemawia do naszej wyobraźni.

Delikatne muśnięcia strun, czułe dotknięcia smyczkiem – ideał. Brutalne pociągnięcie, gwałtowne szarpnięcie – to jakby nie to. Medytacja, metafizyka, smutek – o tak. Ból, gwałt, starcie – o nie.

Nie zgadzam się. Niezwykłość violi da gamba nie ogranicza się do subtelności. Viola da gamba jest, aż trudno to napisać, barokowym odpowiednikiem fortepianu. Skala jej możliwości ekspresyjnych rozciąga się między antypodami medytacji i zadawania cierpienia. Skala wyzwania stawianego muzykowi między wydobyciem dźwięku bliskiego ciszy a wydobyciem dźwięku sprawiającego ból.

Pomiędzy violą da gamba a fortepianem jest oczywiście wiele różnic i ta chyba podstawowa, że viola da gamba jest instrumentem… być może trudniejszym, że muzykowi stawia większy opór, że trzeba z nią dużo poważniej rozmawiać.

W ten sposób jeszcze prawdziwszym staje się nasze przekonanie, że viola da gamba jest instrumentem wyjątkowym, w niecodzienny sposób zdolnym do adekwatnego wyrażania ludzkich stanów duchowych i uczuciowych oraz do metaforyzowania rzeczywistości.
Zazwyczaj bez kłopotu rozpoznajemy i odczuwamy, co viola da gamba do nas mówi, o czym opowiada, co wyraża, co opisuje, ale ta łatwość nie dyskredytuje instrumentu i muzyka. Przeciwnie, jeszcze bardziej zadziwia, zdumiewa i zastanawia.

Viola da gamba namawia nas, a czasem zmusza, do skonfrontowania się z „emocjonalnym” elementem świata. Mówi nam wręcz, że prapierwiastki, z których powstało uniwersum to nie tylko woda, ziemia, ogień i eter, to również, a może przede wszystkim uczucia i namiętności.

To przedziwna zdolność, którą znamy z najwspanialszych przejawów sztuki i literatury, pod wpływem których zaczynamy widzieć i odczuwać inaczej. To samo przestaje być tym samym. My sami zaczynamy kwestionować siebie samych, bo odnajdujemy w sobie coś, czego się nie spodziewaliśmy, coś co nas zaskakuje, uspokaja albo przeraża. Racjonalność zostaje zakwestionowana przez nie-racjonalność, pragmatyzm przez nie-pragmatyzm.

Violi da gamba udaje się obudzić te stany właśnie dzięki „fortepianowemu” spektrum oddziaływania. Jest „mądrzejsza” niż można by sądzić. Potrafi nas przytulić i ukoić, ale potrafi nas zbić z tropu, wytrącić z równowagi, przestraszyć. Zaczynamy się jej bać, jak boimy się każdego, kto może wiedzieć na nasz temat więcej, niż chcielibyśmy ujawnić. Niewinny strach przed artystycznym szantażem i terrorem, który może przerodzić się w egzystencjalną obsesję.

Barokowy gambista, który nie wie, że jest romantycznym pianistą nie rozumie swojego powołania.

Cezary Zych