Instrumenty muzyczne są z reguły proste, nawet bardzo proste. Są genialnie proste. W swej prostocie są jednocześnie skrajnie wyrafinowane. Można powiedzieć, że jak arcydzieła współczesnego designu.

Napięcie pomiędzy pozorną prostotą i tajemniczym wyrafinowaniem zauważy każdy, kto weźmie instrument do ręki nawet, jeśli zrobi to po raz pierwszy w życiu, nawet, jeśli instrument potraktuje wyłącznie jako przedmiot, obiekt czysto fizyczny, który nie ma jeszcze nic wspólnego z funkcją, dla jakiej został stworzony.

Odczuje napięcie pomiędzy lekkością i kruchością skrzypiec a procesem biologiczno-technologicznym prowadzącym do ich powstania lub napięcie pomiędzy miesiącami żmudnej pracy lutnika i łatwością, z jaką efekt jego starań można w ułamku sekundy bezpowrotnie zniszczyć.

W prostym instrumencie, w każdym jego udanym egzemplarzu, zapisana jest cała organologiczna historia. To nie jest metafora, to po prostu się czuje, kiedy trzyma się w rękach lutnię, kiedy naciska się klawisz klawikordu i obserwuje jego banalnie nieskomplikowany i zachwycająco skuteczny ruch, kiedy gładzi się ręką skórę pokrywającą korpus cynku albo dotyka hebanowego fletu. Fizyczny kontakt wystarcza, by wiedzieć, że nie mamy do czynienia z czymś zwyczajnym.

Kiedy instrument się odzywa, napięcie wzrasta jeszcze bardziej, bo ta prosta acz wyrafinowana konstrukcja potrzebuje dla wydobycia z niej dźwięku środków… jednocześnie prostych i subtelnych: uderzania, szarpania, pocierania, dmuchania, naciskania, kręcenia.

Nauka muzyki to przecież nic innego, jak nauka uderzania, szarpania, pocierania i dmuchania, wyróżniających się tylko tym, że mają być powtarzalne i sensowne.

Instrument w konfrontacji ze sztuką wykonawczą (ale także sztuką kompozytorską) staje się najpierw egzaminatorem, a później zaczyna wyznaczać granice: możliwości, dobrego smaku, końca stylistycznego uniwersum.

Kompozytor i wykonawca muszą aplikować instrumentowi proste środki w coraz to nowy sposób. Instrument będzie je albo akceptował albo odrzucał. Najprostszym instrumentom zaszkodzić mogą zatem nie ich ograniczone możliwości, ale zbyt szybkie palce i zbyt ambitne głowy.

Kiedy nie można już ufać ludziom, nadzieję dać mogą tylko instrumenty, które pewnych rzeczy po prostu nie zaakceptują i donośnie przeciw nim zaprotestują.

Instrument – nasza ostatnia nadzieja na muzykę, której da się słuchać.

Cezary Zych