Co wymyśliłby człowiek, gdyby nie wymyślił fletu? Wymyśliłby flet! Ekonomia sił i środków nie pozwala wyobrazić sobie niczego innego. Wydrążony patyk i kilka dziurek. Flet musiał powstać. Musiał powstać z czystych nudów… z banalnego dłubania z nudów.

Co człowiek robił dalej? Zaczął w to coś dmuchać, też, oczywiście, z nudów, a nie ma bardziej efektywnej metody opanowywania narzędzi niż robienie tego z nudów. Potęga nudy jest tak wielka, że przezwyciężyć ją może tylko coś ponad wszelką miarę wciągającego i zajmującego.

Jak pokazuje historia, dmuchanie w patyki o różnej długości przy jednoczesnym zatykaniu dziurek okazało się niezwykle skuteczne i do dziś jest z sukcesem kontynuowane we wszystkich kulturach i we wszystkich zakątkach świata.

Flet prosty, już dawno stracił swoją wyjątkową pozycję w świecie muzyki artystycznej, ale nie można powiedzieć, by był instrumentem wyłącznie historycznym. Przeciwnie, kompozytorzy wciąż o nim pamiętają, a jego prostota powoduje, że wykorzystywany jest powszechnie w edukacji muzycznej. Nie ma się zatem co dziwić, że mamy tak wielu wirtuozów grających na fletach prostych.

Flet prosty ma swoich bohaterów. Najbardziej legendarnym spośród nich jest bez wątpienia Jacob van Eyck. Niewidomy niderlandzki muzyk, który w XVII wieku działał w Utrechcie i część swojej muzycznej aktywności poświęcił opracowywaniu najpopularniejszych melodii (ludowych i artystycznych, świeckich i religijnych) na flet prosty oraz improwizowaniu na ich temat. Zbiór ponad stu utworów w jego opracowaniu ukazał się jako Fletowy ogród rozkoszy i jest punktem odniesienia dla całej twórczości, jaka powstała z przeznaczeniem na flety proste wcześniej i później.

Po polsku mówimy „flet prosty” i ta nazwa odnosi się do jego kształtu, ale flet to także pochwała prostoty. Przypomnienie, że muzyka jest dziedziną, w której często środki najprostsze są najskuteczniejsze i, co równia ważne, najbardziej efektowne.

Cezary Zych