„Muzyka dawna” to etykietka, którą posługujemy się od lat. Z niedowierzaniem przyjmujemy informację, że jeszcze niedawno na temat tego, co jest muzyką dawną, a co nią nie jest toczono poważne dyskusje. Łatwość, z jaką stosujemy termin „muzyka dawna” mogłyby sugerować, że uzgodniliśmy wspólne stanowisko i w ten sposób jedna z niezliczonych estetycznych kwestii spornych, które nas dręczyły doczekała się rozwiązania.

Istnieje jednak wiele przesłanek, by uznać, że zamiast rozstrzygnąć dylemat, po prostu go sprytnie uniknęliśmy. Mówiąc dzisiaj „muzyka dawna” większość z nas myśli po prostu „muzyka sprzed wielu stuleci”, a w wersji bardziej radykalnej „sprzed dziesięcioleci”. Podkreślamy aspekt czasowy, okoliczność, że muzyka powstawała w innej epoce historycznej, najczęściej takiej, która nie pozostawiła po sobie żadnych dźwiękowych świadectw.

Nieco bardziej wtajemniczeni rozwijają aspekt historyczny, przypominając, że muzyka dawna, to muzyka, którą powinniśmy wykonywać inaczej. Powinniśmy wykorzystywać inne (historyczne) instrumentarium, stosować inne (historyczne) techniki gry i śpiewu, ożywić zapominane w świecie muzyki klasycznej praktyki wykonawcze, takie jak improwizowana ornamentacja lub improwizowany akompaniament.

Jednak żadne z tych stanowisk nie kończy dyskusji na temat „dawności” muzyki. Chodzi w niej bowiem o to, dlaczego mielibyśmy muzykę z przeszłości wykonywać inaczej niż muzykę, która powstaje w naszych czasach. Odpowiedź była mocna i stanowcza: ponieważ wykonując Bacha tak jak późniejszych kompozytorów wyrywamy jego twórczość z oryginalnego kontekstu, a tymczasem tylko w nim ujawnia ona swój pełen sens.

Historyczne instrumentarium, dawne techniki wykonawcze nie przywracają w pełni kulturowego kontekstu, ale są formą pokuty za estetyczny występek, którego w stosunku do muzyki z dawnych epok się dopuściliśmy. Zatem „muzyka dawna” to muzyka, którą skrzywdziliśmy, zakłamaliśmy, wobec której zgrzeszyliśmy ignorancją, lekceważeniem, bezmyślnością. Teraz trzeba to naprawić i odprawić pokutę. Jeszcze jeden wyrzut sumienia człowieka Zachodu.

No i stał się cud. Pokutny muzyczny marsz zamienił się w radosny korowód. Muzyka, którą skrzywdziliśmy została w pełni zrehabilitowana. Przywrócono jej pełnię praw do bycia wykonywaną tak, jak powinna być wykonywana. Czy jednak został jej przywrócony sens wynikający z wkomponowania w oryginalny kontekst kulturowy? Oczywiście nie, wręcz przeciwnie. Tamten sens zastąpiony został nowym, wynikającym z jej włączenia w dzisiejszą rzeczywistość.

Czy zatem „muzyka dawna” wciąż jest „dawna”? A może nie ma to już absolutnie żadnego znaczenia?

Cezary Zych