Gdyby zapytał mnie ktoś, jakiego typu umiejętności gra na instrumentach strunowych wymaga przede wszystkim, miałbym olbrzymi problem z udzieleniem jakieś szybkiej i prostej odpowiedzi. Do głowy przychodzi od razu cała długa lista cech, które musi mieć doskonały muzyk, a jednocześnie pojawia się refleksja, że wiele z nich ma zastosowanie do gry na wszystkich instrumentach muzycznych (nie tylko strunowych), a tak naprawdę do wszelkiej ludzkiej działalności.

Gdyby jednak przyciskano mnie coraz bardziej, powiedziałbym chyba, że umiejętnością najważniejszą jest koordynacja, a w zasadzie różne koordynacje, które trzeba uruchomić i nad którymi trzeba zapanować.

Czy ma to jakiś związek z ilością palców zaangażowanych w grę? Spróbujmy się zastanowić. Tytuł tego krótkiego tekstu sugeruje, że są instrumenty, które wymagają od muzyka użycia wyłącznie czterech palców. To oczywiście nieprawda, ponieważ zgodnie z taką logiką można znaleźć instrumenty strunowe, grając na których w ogóle palców się nie używa albo takie, w których co prawda używa się palców, ale nie mają one żadnego kontaktu ze strunami. Sytuacja pierwsza to choćby cymbały, w których struny uderza się pałeczkami. Sytuacja druga, to instrumenty klawiszowe.

Możemy się tak oczywiście bawić w nieskończoność, ale nie chodzi w tym miejscu przecież o jakąś systematyzację instrumentów z punktu widzenia ilości zaangażowanych w grę na nich palców, ale o pewną, trochę niecodzienną, perspektywę spojrzenia na wykonywanie muzyki.

To perspektywa, którą uwielbiają fotograficy i telewizyjni operatorzy. Spojrzenie na palce, które wędrują po klawiszach i strunach. Czasem zgrabne, wysmukłe, kiedy indziej pozbawione urody, zupełnie nie pasujące do sytuacji, w której się znalazły.

Palce wykonują ruchy, które laikowi skalą trudności mogą kojarzyć się wyłącznie z cyrkową żonglerką. „Oderwane” od ciała wydają się niezależnym organizmem żyjącym na małej przestrzeni klawiatur i strun, ale jednocześnie korzystającym z jakiejś nieprawdopodobnej swobody ruchu. Teoretycznie wiemy, że są jedynie posłusznymi wykonawcami czyjeś woli, ale trudno uwierzyć, że to niewolnicy, a nie niezależni twórcy.

To dziwne, ale palce poruszające się po strunach i klawiszach różnych instrumentów wydają się mieć różne charaktery i osobowości.

Palce wędrujące wzdłuż gryfu skrzypiec robią to małymi krokami, czasem stepując w miejscu i tylko okazjonalnie wyruszając w dalsze podróże, wymagające ekwilibrystycznych wygięć nadgarstka i dłoni. Bywają krótkie chwile, gdy pojedyncze palce unoszą się i trwają w oczekiwaniu na kolejny krok. W ich zachowaniu zdarzają się moment większego zdecydowania, ale nigdy nie ocierają się nawet o najmniejszą choćby sugestię agresji.

W porównaniu do nich palce przyciskające struny kontrabasu to prawdziwe perszerony w kieracie powtarzanych w nieskończoność figur rytmicznych. Nieobce są im jednak marzenia o szaleństwie i galopie, a także o dłuższych wyprawach na drugą stronę strun, skąd dopiero podglądać można smyczek. Nie są to momenty częste i długie, ale tym bardziej widowiskowe i budzące podziw.

Palce na strunach violi da gamba mają zadanie trudniejsze i łatwiejsze zarazem. Cztery palce i sześć a nawet siedem strun to skomplikowana arytmetyka, ale rozwiązywanie nawet najtrudniejszych zadań ułatwiają progi. Tutaj nie potrzeba silić się na mikroskopijne korekty ustawienia, wystarczy trafić w próg. W porównaniu do skrzypiec, wiolonczel, a nawet kontrabasu ruchy palców są mniej płynne, to bardziej skoki niż taniec z podkreślonymi gwałtownie trafieniami w progi, na których ma zostać wykonany jakiś specjalny efekt.

Lutnia niech wybaczy nam, że zamiast dłonią lewą, zajmiemy się prawą. Oto nieśmiały kciuk wstydliwie chowający się pod pozostałymi palcami i charakterystycznie wysunięty palec mały, wbrew swej nazwie tutaj ogrywający wielką rolę. To w nim znajdują oparcie pozostałe palce w chwilach szczególnego zapamiętania.

Dochodzimy teraz do momentu kluczowego, gdy w naszym obiektywie pojawiają się dwie dłonie i dziesięć palców. Najpierw te jakby zawieszone w powietrzu palce harfisty (w rzeczywistości sprytnie łapiące równowagę opierając się o struny). Poruszające się płynnie, ale obchodzące się ze strunami zdecydowanie i bez żadnych oznak lęku.

Klawesyn wymaga od palców niemożliwego. Jego klawiatura nie jest miękka. Jego mechanizm stawia opór. Tymczasem z natury to instrument delikatny, wręcz kruchy. Palce muszą być więc w swoich ruchach zdecydowane, ale jednocześnie wrażliwe i czułe. Nie odrywają się za bardzo od klawiszy, czujnie przygotowując każde uderzenie. Nie wiją się między sobą, jak na klawiaturze współczesnego fortepianu. Od czasu do czasu przeskakują tylko z jednej klawiatury na drugą.

Fortepian to szansa na drugą młodość palców klawesynowych. W zasadzie nie muszą one zmieniać swoich dotychczasowych nawyków. Muszą jednak nauczyć się działać szybciej i mocniej. Fortepian jeszcze dalej przesuwa granice sprzeczności – te same palce muszą gładzić i bić. Jak w życiu.

Cezary Zych